czwartek, 5 listopada 2015


Strach mnie blokował, paraliżował wręcz, jak pomyślałam sobie, że jestem nad ziemią i spaść mogę: jak spojrzę w dół to na bank mi się w głowie zacznie kręcić i w panice nie będę w stanie wykonać żadnego ruchu, albo ciemno mi się zrobi przed oczami i stracę przytomność i spadnę kark sobie łamiąc, albo wykonam jakiś ruch niepewny, nie taki i również poleeeecę! No wszystko sobie już zwizualizowałam jak będzie, każdą możliwą tragiczną w skutkach ewentualność, więc przecież nie będę się wygłupiać i próbować udowodnić, że być może może być inaczej.
Czyżby?

Nagle przyszło olśnienie:
Czy ja przypadkiem nie biegam już w górach po takich miejscach, po których wcześniej bym nie przeszła nawet? A na rowerze po kładkach to kto śmiga (no dobra, nie bez stresu, ale przejeżdżam, tak...?!).
Czy ja przypadeczkiem nie wlazłam też w końcu na tą głupią metalową platformę widokową na Trzech Koronach, po tych wąskich kładkach i schodkach wiszących nad przepaścią, których się wcześniej tak bałam? A na dodatek czy aby nie wychylałam się, żeby zobaczyć wodospad z wątpliwie zamocowanej metalowej platformy widokowej w dzikim Tadżyckim kraju, gdzie o jakość i bezpieczeństwo wykonania czegokolwiek ciężko?! I wreszcie, czy nie pokonałam w tym roku wiszących nad rwącą rzeką drewnianych kładek, ba nawet na jednej zdjęcia sobie jeszcze robiąc?! No prrrroszę Cię, Ilona, Ty chyba żartujesz, że nie możesz.

Tak więc postanowiłam:
Spróbuję - nie! - ja po prostu BĘDĘ wspinać się po ścianach :)
Do boju bobry!

Aby zminimalizować ryzyko szybkiego znięchęcenia lub ulegnięcia strachowi, postanowiłam odrobinę się przygotować.

Pierwszy punkt planu: wzmocnić mięśnie kręgosłupa i brzucha (czyli wrócić do ćwiczeń, które już i tak zaczęłam robić) oraz wzmocnić mięśnie rąk i palce.

Od dziś wiszę na drążku.